Ziemia, na której miał stanąć nowy szpital wojewódzki w Koszalinie wraca do poprzednich właścicieli. Wywłaszczeni ponad 30 lat temu mieszkańcy mogą dziś odebrać grunt ze stojącą na nim gigantyczną ruderą. To koniec trwającej od lat batalii o zwrot majątku zabranego na szczytny, społeczny cel, cel, który nigdy nie został zrealizowany.
Prezydent Koszalina zwrócił prawowitym właścicielom 13 hektarów atrakcyjnie położonej ziemi. Działka została podzielona na 11 mniejszych działek z czego dziesięć wróciło do poprzednich właścicieli. Jedenasta działka zostaje w rękach marszałka województwa, bo wybudowano na niej spalarnię szpitalnych odpadów medycznych.
Chętni do rozbiórki i zabrania gruzu już się pojawiają. Niewykluczone, że betonowe pozostałości niedoszłego szpitala trafią na dno Bałtyku, pod budową elektrowni wiatrowych w morzu. Na razie budowla straszy zardzewiałymi zbrojeniami i kruszącym się, zwietrzałym betonem.
Żeby teren sprzedać pod budowę domów miasto musiałoby zmienić plan zagospodarowania przestrzennego, bo to wciąż jest teren przeznaczony na cele związane z ochroną zdrowia. Według planów z lat 70 ubiegłego wieku miał tu powstać nowoczesny szpital na 1200 łóżek. W latach 80 ruszyła budowa częściowo finansowana ze składek społecznych. Ruszyła i stanęła, bo budżet państwa zrezygnował z projektu. Cztery lata temu ostatecznie postawiono krzyżyk na tej inwestycji, a wywłaszczeni właściciele gruntów zażądali zwrotu ziemi. Okazało się, że to co pozostało po budowie byłego szpitala wojewódzkiego pomniejsza wartość na tyle tej nieruchomości, że jej właściciele nie będą musieli zwracać żadnych odszkodowań. Czyli gruntów czy gotówki, które właściciele ziemi dostali przed laty jako rekompensatę za wywłaszczenie.